Start  /  O firmie  /  Moja historia moja firma  /  Opowieść Pawła Makarczyka

Paweł Makarczyk - III pokolenie firmy Mackar

 Właściwie, to pracowałem u ojca już w wieku niemowlęcym, jako model na pudełka od pudru. Nie pamiętam tego, ale ponieważ byłem bardzo wstydliwym dzieckiem, moja kariera trwała krótko - zdjęcie zastąpili grafiką.
Chwile, które pamiętam z dzieciństwa związane z firmą, to budowa hali produkcyjnej. Często chodziliśmy z tatą pobawić się w tak zwanym dołku - miejscu pod fundamenty. Bardzo tam lubiłem biegać.

Jak dorastałem, nigdy na poważnie nie myślałem, że kiedyś będę z nim rozwijał tę firmę, że będzie to moja praca.

Kiedy byłem nastolatkiem, w wakacje dorabiałem na produkcji. Podczas studiów zacząłem pomagać już bardziej na poważnie, a w biurze, jako pracownik na pełny etat zatrudniony jestem od ponad roku.

Oficjalne określenie mojego stanowiska jest trudne. Często wymieniamy się obowiązkami, ale też jest podział, w którym się uzupełniamy.

Jako nastolatek długo nie wiedziałem, co robić. Na wiele lat zaangażowałem się w muzykę. Grałem na saksofonie, bardzo dobrze mi szło, nawet rozważałem akademię. Potem wybrałem psychologię. Trochę za namową siostry, ale też widziałem siebie w tym zawodzie. Tata sugerował, że może chemia na Politechnice, ale nie naciskał. On nas zawsze popierał w tym, co chcemy robić. Wyrażał swoje zdanie, ale jak szliśmy inną drogą, to pomagał iść dalej.

Rok przed końcem studiów, czyli w sierpniu 2009 zacząłem pracę w naszej firmie. Praca szybko zaczęła mnie wciągać. Tym bardziej, że podejście od strony psychologicznej w biznesie staje się coraz bardziej istotne.

Ogromnym wyzwaniem jest pytanie „co dalej". Dostajemy coś i mamy otwarte pole działania. Niezwykle inspirujące jest to, że jesteśmy w takim momencie, iż możemy wszystko w każdą stronę rozwijać.

Na pytanie, czemu klient ma od nas kupować, odpowiedź jest prosta: jesteśmy solidną firmą i robimy solidne produkty. Czujemy się odpowiedzialni
za każde mydełko, każdy szampon, którym klient myje siebie lub swoje dziecko. Wszystko nadzorujemy osobiście. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to jest dobry produkt, gdyż wiem jak powstaje, wiem skąd bierzemy surowce, nie mówiąc już o wszystkich elementach, dzięki którym te kosmetyki tak ładnie wyglądają. Zresztą sam ich używam.

Uważam, że nasza firma funkcjonuje bardzo dobrze. Dobrze się organizujemy, dzielimy się obowiązkami, rozmawiamy. Bardzo istotne jest, że zmiana pokoleniowa również odbywa się w odpowiedni sposób - ojciec się delikatnie wycofuje, ale czujemy cały czas jego wsparcie. 

Ojciec nauczył nas, że trzeba być dobrym człowiekiem. Dlatego ciągle staramy się sprawdzać, czy wszystko dobrze funkcjonuje i czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Trudno nam jest nie przejmować się i iść szybko dalej, czasami przesadnie się przykładamy, ale to też jest siłą, bo idziemy ostrożnie, małymi kroczkami, ale jednocześnie stabilnie i uparcie.

Bez konfliktów nie ma rozwoju, między nami też się zdarzają, ale w moim poczuciu współpracuje nam się bardzo dobrze. Jesteśmy zupełnie inni
z charakteru, ale jeżeli chodzi o konflikty na tle firmowym, to naprawdę się rozumiemy. Siostra sama docenia, że ja zapewniam lukę uporządkowania - jestem od procedur, audytów, certyfikacji, a ona nie ma do tego głowy. I się tu spotykamy - obok siebie i razem. Bardzo sobie cenię tę współpracę.

Jestem solidnym człowiekiem, nie pobłażam sobie i nie odpuszczam. Nauczyła mnie tego m. in. szkoła muzyczna.13 lat regularnych ćwiczeń, codzienna mobilizacja samego siebie, to była szkoła charakteru, która mi pokazała, że jak się coś robi, to trzeba solidnie i do końca.

Mamy grono zaufanych pracowników, takich, których znamy wiele lat, z którymi możemy umówić się na coś i wiemy, że to zrobią. Nie musimy ich bardzo nadzorować, sami siebie pilnują. Pracownicy wiedzą, że ja jestem tą osobą, do której się można zwrócić, bo pamiętam o różnych drobiazgach. Myślę, że to sobie cenią. 

Chciałbym kiedyś kupić jacht, moją pasją jest żeglarstwo. Staram się dwa trzy tygodnie w roku zawsze spędzić na wodzie, jestem też instruktorem. To jest takie moje czysto materialne marzenie. Na pewno chciałbym, by firma był a o wiele większa. Z jednej strony czuję się początkującym pracownikiem, z drugiej wiem, że to moja firma. Trudno mi myśleć, że za 10 lat chciałbym robić coś innego bo jestem zbyt zaangażowany w tu i teraz. Ale oczywiście mam w głowie marzenia czysto firmowe i pomysły na nowe projekty.

W firmie dużo zależy ode mnie, na wszystko mam wpływ, mogę kształtować rzeczywistość całego mikroorganizmu. To mi się bardzo podoba, jestem sam dla siebie szefem. W moim przypadku to bardzo dobrze działa. Jestem młodą osobą, zdobywam doświadczenie i od razu mam decyzyjność na poziomie na jaki w innej pracy musiałbym czekać lata. Jednocześnie mam komfort, że to firma rodzinna, nie muszę się bać, czy to co robię, się spodoba. To z kolei sprawia, że czuje się pewny w tym co robię.

Ojciec nigdy niczego nam nie narzucał. Samo wyszło. Nigdy nie mieliśmy ciężaru, że przejmujemy firmę, którą musimy się zająć, że mamy obowiązek robienia czegoś, co zaplanował dla nas ojciec.

Budzę się rano i wiem, że to, co teraz robię jest dla mnie najważniejsze, że to taki mikroorganizm pod moją opieką. Więc leżę, i myślę, co by tu jeszcze zrobić, żeby bardziej doszlifować standardy, żeby pomóc czy podpowiedzieć coś ojcu lub siostrze, jak polepszyć procedury. Inspirujące jest to, że wszystko, co robię to wiem, że robię dla siebie. Nawet gdy zajmuje się drobnymi pracami, na przykłąd wypełniam faktury, to cieszę się, że jest zamówienie, myślę, sobie czy znam tych kontrachentów, czy warto się z nimi spotkać.

Każda czynność identyfikuje mnie jako członka tej firmy i mojej rodziny.